Thorn Ines - Niemiecka saga 02 - Córka drukarza (1), różne, Powieść z historią w tle

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
Frankfurt, Anno Domini 1621
W nocy wiatr szalał po ulicach miasta, tłukł w okien­
nice, łamał gałęzie, rozmiatał śmieci w zaułkach. Deszcz
rozmył drogi, poniszczył skrzynki z kwiatami na oknach,
woda w Menie wystąpiła z brzegów.
Teraz, rankiem, kropelki wody skrzyły się w słońcu
niby kamienie szlachetne. Ptaki wywodziły swoje trele,
a oszałamiające wonie kwiatów i drzew mieszały się
z odorami miasta.
Na uliczkę wyszła dziewka służebna, z wiadrem w każ­
dej ręce. Zatrzymała się na chwilę za progiem, odstawiła
wiadra, uniosła twarz ku porannemu słońcu. Uśmiech
rozjaśnił jej twarz, kiedy odwróciła głowę w stronę są­
siednich drzwi, które właśnie rozwarły się ze skrzy­
pieniem.
— Szczęść Boże, Trude!
— Szczęść Boże, Agathe!
Poszły razem do studni. Gdy przechodziły obok pow-
rozowni, mistrz właśnie otwierał okiennice. Piekarczyk
z lnianym woreczkiem pełnym bułek pośliznął się w pa-
tynkach na mokrym jeszcze bruku. Jakiś pies, ujadając,
biegał wokół jego gołych nóg.
Wzdłuż całej ulicy otwierały się po kolei drewniane
okiennice na wyższych piętrach. Na gzymsach lądowały
puchate pierzyny i poduchy. Z okien wychylały się gos­
podynie i, oparłszy łokcie na piernatach, głośno po­
zdrawiały sąsiadki.
— Oj, kumo, ale wściekła nawałnica była w nocy!
— I to jaka, kochanieńka! — odezwała się zagadnię­
ta. — Nie szło zmrużyć oka.
— Jakby sam diabeł wył w kominie — dorzuciła
sąsiadka z lewej.
Tu i tam z okna chlusnęła woda po myciu, pierwsze
otwarte sklepy zapraszały klientów. Po bruku turkotały
pierwsze fury, młody parobek gnał przed sobą świnię.
Miasto wstało, zapanował codzienny hałas i zgiełk. Ze­
wsząd dobiegały pokrzykiwania i śmiechy, turkot i zgrzy­
tanie, kwiczenie i ryki, wszędzie szum, rwetes, gwar
i wrzawa.
Lecz oto nagle wyszła na ulicę kobieta w czarnej szacie
i w długim welonie. Ta kobieta. Trzymała w dłoni krzyż,
unosząc go wysoko. A kto napotkał ją na swej drodze,
ten milkł.
Jeźdźcy ściągali cugle koniom i żegnali się znakiem
krzyża. Dziewkom chichot wiązł w gardłach. Mała dziew­
czynka przytuliła się mocno do matki, która szybko
pociągnęła ją ze sobą.
To było tak, jakby dzień ustał — zatrzymał się i zamarł,
nim się na dobre rozpoczął.
Kobieta w czerni głęboko nabrała powietrza, tak bar­
dzo, że uniosły się jej piersi. Na chwilę wstrzymała
oddech, po czym otworzyła usta i wydała z siebie przeraź­
liwy krzyk, aż kobietom krew się ścięła w żyłach, a męż­
czyźni powciągali głowy w ramiona.
— Gero Geisenheimer nie żyyyje! — krzyczała z głoś­
nym zawodzeniem — Gero Geisenheimer zmarł!
6
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • shinnobi.opx.pl
  •