Thorgal - Wyprawa do Krainy Cieni - Sarn Amelia, 1, A tu dużo nowych ebooków

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Amelia Sarn
THORGAL
WYPRAWA DO KRAINY
CIENI
Tytuł oryginału:
Thorgal. Au-dela des ombres
CZĘŚĆ PIERWSZA. SHARDAR POTĘŻNY
Prolog
Na dnie łodzi leżał młody mężczyzna, a jego ręce i nogi krępował gruby sznur. Więzień
był spokojny, strażnicy uznali więc, że łańcuchy są niepotrzebne. Galera płynęła już drugą noc.
Mężczyzna wpatrzony w niebo usiłował za pomocą gwiazd określić kierunek, w jakim zmierza
statek.
Miarowe uderzenia bębna, rytmiczny trzask bata i jęki setki wioślarzy wprawiających
statek w ruch kołysały go do snu, bo każdy ruch wioseł zbliżał go do celu.
Rozdział 1. Shaniah
Słońce stało jeszcze całkiem wysoko, ale dzień pracy miał się już ku końcowi. Kobiety,
zabrawszy ze sobą dzieci, wcześniej udały się do wsi, żeby przygotować ucztę. Snopy złotych
kłosów piętrzyły się na wozie, dając nadzieję, że w zimie nikt nie będzie cierpiał głodu. Caleb
zbliżył się do Thorgala i poklepał go przyjacielsko po ramieniu.
- Szybko stałeś się prawdziwym wieśniakiem, mój przyjacielu - rzucił.
Thorgal zaprzyjaźnił się z mężczyzną, który przyjął jego i Aaricię pod swój dach prawie
sześć miesięcy temu. Kiedy wycieńczeni i skostniali z zimna po wielu dniach wędrówki w
poszukiwaniu miejsca, w którym mogliby się osiedlić, zapukali do jego chaty, Caleb nie zadawał
żadnych pytań i po prostu otworzył przed nimi drzwi swego domu. Do tej chwili podążali prosto
przed siebie, zatrzymując się tylko na krótkie popasy. Chcieli znaleźć się jak najdalej od ziem
wikingów. Aaricia po długiej wędrówce potrzebowała odpoczynku, dachu nad głową i łóżka. W
tej wsi znaleźli wreszcie bezpieczną przystań.
Już następnego dnia po przybyciu Thorgal, który nie potrafił siedzieć bezczynnie,
zaproponował swoją pomoc przy pracach gospodarskich. O tej porze roku robota polegała
głównie na doglądaniu bydła i naprawianiu ubrań. Thorgal z zapałem zabrał się do pracy. Nikt
nie miał nic przeciwko obecności tego małomównego, ale za to krzepkiego mężczyzny, bo dzięki
jego myśliwskim talentom zajadali się mięsem w czasie, w którym zwykle z konieczności się bez
niego obywali.
Aaricia zaprzyjaźniła się z Armeline, żoną Caleba. Nawiązała z nią porozumienie niemal
takie samo, jakie miała ze swoją przyjaciółką Solveig, która jest teraz żoną Joründa Byka
[Wydarzenia te opisano w tomie I pt.
Dziecko z gwiazd
]. Armeline, matka pięciorga dzieci,
szybko zorientowała się, że Aaricia spodziewa się dziecka. Nie było mowy, żeby iść w dalszą
drogę. Kiedy więc nastała piękna pogoda, Caleb pomógł Thorgalowi zbudować chatę krytą
strzechą. Młoda para stała się w ten sposób częścią tej małej wiejskiej wspólnoty.
*
Caleb przeciągał się, usiłując rozmasować sobie plecy. Mężczyźni wyruszyli w drogę
powrotną do wsi, niosąc na ramionach widły. Thorgal podał przyjacielowi bukłak, z którego sam
przed chwilą upił łyk, aby ugasić pragnienie.
- Czy tęsknisz za swoim klanem? - spytał nagle Caleb, unikając wzroku towarzysza.
Thorgal uśmiechnął się nieznacznie. Pytanie zostało zadane jakby mimochodem, ale
Thorgal wiedział, że jego pochodzenie zastanawia tego dzielnego człowieka. Kiedy zaczął
opowiadać mu swoją historię, na twarzy Caleba odmalowało się przerażenie.
- Należycie do klanu wikingów! - wyjąkał. - Nie chcemy mieć nic wspólnego z tymi
brodatymi łupieżcami w rogatych hełmach!
Thorgal natychmiast pospieszył z zapewnieniem:
- My także, Calebie, my także.
Caleb postanowił zaufać temu mężczyźnie z policzkiem naznaczonym blizną, ale o
jasnym i szczerym spojrzeniu. Zaprzyjaźnili się i jeżeli zadawał jeszcze jakieś pytania, to tylko z
obawy, że któregoś dnia jego nowy przyjaciel zechce wrócić do swoich.
Po tych słowach Thorgal wskoczył na wóz, podając lejce Calebowi.
- Czas wracać, kobiety na nas czekają.
Wóz trząsł się na kamienistej drodze, a mężczyźni grzali się w łagodnych promieniach
zachodzącego słońca. Kiedy tylko pojawili się na skraju wsi, dały się słyszeć okrzyki:
- Jadą! Jadą! To oni!
Gromada dzieci z niecierpliwością oczekiwała, kiedy wreszcie rozpocznie się święto
plonów. Shaniah, najstarsza córka Caleba, podeszła do wozu. Odsłoniła w uśmiechu białe zęby, a
na jej policzkach pojawiły się małe dołeczki. Ojciec szorstko ją zgromił:
- Co ty tu robisz, Shaniah? Powinnaś razem z kobietami przygotowywać ucztę!
Dziewczyna miała prawie szesnaście lat, ale jej piegowata buzia wciąż była dziecinna.
Pod prostą tuniką nie zarysowywały się jeszcze kobiece kształty. W odpowiedzi na surowe słowa
ojca zrobiła zaciętą minę.
- Chciałam zaproponować Thorgalowi, że wyczyszczę jego konia - wymamrotała.
- Thorgal sam sobie doskonale poradzi, jest dorosły. A ty zrób to, o co cię prosiłem.
Shaniah zagryzła wargi i odwróciła się na pięcie.
- Martwię się o nią - powiedział Caleb, zamyśliwszy się, i zatrzymał wóz. - Trudno jej
znaleźć miejsce w naszej społeczności.
Thorgal zeskoczył na ziemię. Nie przejmował się zbytnio charakterem Shaniah. Był
pewny, że z upływem czasu jej przejdzie. Pozostałe dzieci zabrały się do zrzucania snopków z
wozu. Ustawiły się w szeregu aż do stodoły. Ze śmiechem podawały sobie z rąk do rąk złote
snopy owsa. Thorgal poczuł, że musi natychmiast zobaczyć Aaricię i wziąć ją w ramiona.
Przeprosił Caleba, który patrzył za nim z uśmiechem, kiedy się oddalał.
*
W domu spotkań, w którym zbierali się mieszkańcy wsi, unosiły się smakowite zapachy.
Święto plonów było ważnym wydarzeniem, bez wątpienia najważniejszym w całym roku, i na tę
okazję kobiety upiekły ogromne bochny rumianego chleba z chrupiącą skórką, nad ogniem na
rożnach piekły się prosięta i koźlęta, a dzieci nazbierały w lesie jagód. Thorgal odnalazł
wzrokiem Aaricię stojącą przy palenisku i obracającą na rożnie prosiaka, który powoli zaczynał
się rumienić. Ukryła swoje długie jasne włosy pod grubą chustą, a suknia uwydatniała jej ciężkie
piersi i zaokrąglony brzuch. Na jej twarzy igrał żółto-czerwony blask płomieni. Thorgal podszedł
do niej i wziął ją w ramiona.
- Aaricio, nie powinnaś tak długo stać... zmęczysz się!
Twarz młodej kobiety rozjaśnił uśmiech.
- Kochany, wróciłeś.
Ujęła dłoń Thorgala i położyła ją na swoim brzuchu.
- Czujesz, jak się rusza? - wyszeptała.
Zakochani tulili się do siebie. Aaricia przycisnęła ciepły policzek do piersi Thorgala.
Spełniły się jej marzenia. Wszystko, o czym śniła jako mała dziewczynka, się ziściło. Ciężkie
próby, przez jakie przeszli, mieli już za sobą.
- Nie chciałabym nigdy stąd wyjeżdżać - szepnęła tak cicho, że Thorgal nie mógł usłyszeć
jej słów. - Nigdy.
- Hej, zakochani! - wykrzyknęła nagle Armeline. - Nie musicie tu tkwić. Idźcie
przygotować się na uroczystości.
Aaricia wzięła Thorgala za rękę i pociągnęła go za sobą.
- Chodź, Armeline pomogła mi uszyć suknię. Mam nadzieję, że będzie ci się podobała.
*
- Przyjaciele, zakończyliśmy nasze obfite żniwa i będziemy mieli tej zimy chleba w bród!
Wypijmy na cześć bogów, którzy uchronili nas przed wiosennymi przymrozkami i letnimi
burzami.
Caleb wiele razy podczas uczty wznosił swój kielich. Pił za kobiety, za dzieci, za bydło,
za pojawienie się w ich wsi Thorgala i Aaricii, za bogów... i miał zamiar do białego rana dzielić
się radością i satysfakcją ze współplemieńcami. Alkohol zabarwił na czerwono jego policzki i
zmącił mu wzrok. Przy stole śmiano się i śpiewano i tak naprawdę nikt go nie słuchał. Dzieci
usnęły przy ogniu, brzuchy były pełne, a talerze wylizane do czysta. Aaricia położyła głowę na
ramieniu ukochanego. Kiedy poczuła, że wstaje, podniosła wzrok:
- Thorgalu...
Spojrzał na nią zakłopotany i wymamrotał:
- Muszę przegonić mojego konia. Cały dzień ciągnął wóz i boję się, żeby od tego nie
utył...
Aaricia zaśmiała się perliście. Wiedziała, że jej ukochany, który od wczesnego
dzieciństwa żył sam, potrzebuje od czasu do czasu chwili samotności. Położyła delikatnie dłoń na
jego ramieniu.
- Masz rację - szepnęła. - Twój koń jest taki sam jak pewien znany mi mężczyzna o
imieniu Thorgal, który nie potrafi zbyt długo usiedzieć bez ruchu.
Kiedy tylko wypowiedziała te słowa, ogarnęły ją wątpliwości. Chwyciła Thorgala za
łokieć, kiedy usiłował wstać.
- Thorgalu... wiem, że osiedliliśmy się tutaj ze względu na mnie. Czy na pewno tego nie
żałujesz?
Thorgal objął żonę.
- Nie mów głupstw, Aaricio. Ja też się tutaj dobrze czuję. Zaraz wracam.
Chłód nocy kontrastował z gorącem, które panowało we wnętrzu domu spotkań. Thorgal,
którego członki zupełnie zesztywniały od długiego siedzenia przy stole, z ulgą odetchnął
świeżym powietrzem. Dosiadł konia i nie musiał nawet otwierać zagrody. Zwierzę jednym
skokiem przesadziło barierę i galopem pognało w stronę plaży. W czasie tego nocnego wypadu
Thorgal znów poczuł towarzyszący mu od dzieciństwa znajomy zapach morza, który nie docierał
do niego, kiedy pracował w polu. Wdychał ten zapach głęboko, żeby napełnić nim płuca. Morski
wiatr chłostał twarz Thorgala, a w jego pamięci pojawił się obraz ojca. Ciemność nie była zbyt
głęboka, ponieważ o tej porze roku słońce nigdy tak do końca nie znikało za horyzontem. Jednak
światło było ciemne, niemal fioletowe. Morze rozciągało się w nieskończoność, a na jego
powierzchni bieliły się grzbiety łagodnie załamujących się fal. Fale, które obmywały brzeg,
powracały do morza w rytmie przyboju. Thorgal spiął piętami wierzchowca, który również
ucieszył się, kiedy jego kopyta zanurzyły się w morskim piasku. Ten doskonały koń był jego
nieodłącznym towarzyszem. Aaricia często mówiła ze śmiechem, że są do siebie podobni - silni i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • shinnobi.opx.pl
  •