The Million Dollar Hotel CD1, napisy

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
00:00:17:00:04:18:Po tym jak skoczyłem,| zrozumiałem.00:04:22:Życie jest doskonałe,| Życie jest najlepsze.00:04:27:Jest pełne magii i piękna,00:04:30:szans i telewizji.00:04:34:I niespodzianek.| Wielu niespodzianek.00:04:38:No jeszcze jest to,| za czym wszyscy tęskniš...00:04:42:a zauważajš dopiero,| gdy odchodzi.00:04:47:To wszystko jakby nagle| do mnie dotarło.00:04:50:Pewnie nie widzi się tego| tak jasno, kiedy się...00:04:53:no wiecie... żyje.00:04:59:Pewnie można by powiedzieć,| że...00:05:02:moje życie zaczęło się naprawdę| jakie dwa tygodnie temu.00:05:07:To wtedy straciłem mojego| najlepszego przyjaciela, Izzy'ego...00:05:11:i zyskałem... Eloise.00:05:17:Eloise... była czym,| dla czego warto żyć.00:05:21:A to pewnie znaczy czym,| dla czego warto umrzeć.00:05:25:Niektórzy mówili,| że była tylko głupiš dziwkš...00:05:30:ale ja wiedziałem,| że nie była głupia.00:05:34:Czymkolwiek Eloise| była lub nie była...00:05:38:nie miało dla mnie znaczenia.00:05:40:Była miłociš mojego życia...00:05:42:mimo, że tak naprawdę jej| nie poznałem.00:05:46:Jeszcze.00:05:50:Dobra, Dan, jeszcze chwila i...| niespodzianka!00:05:59:To jedno z najprzyjemniejszych| miejsc w hotelu Million Dollar.00:06:03:Nazywamy je 'lobby'.00:06:06:Ludzie schodzš się tu z całego| budynku posiedzieć i pogadać...00:06:10:o starych dobrych czasach, gdy| jeszcze mieli ubezpieczenie.00:06:15:I oczywicie,| żeby rozkoszować się telewizjš.00:06:18:- Jest dziesišta. Włšcz!| - Tak, Tom Tom, włšcz!00:06:21:Rozrywka jest ucztš Bogów.00:06:26:Powinienem zaznaczyć,| że w owym czasie...00:06:29:byłem trochę| powolny w myleniu.00:06:31:Dlatego biegałem dla wszystkich| na posyłki.00:06:35:Izzy nazywał mnie| 'lokajem dla ubogich'.00:06:40:Podobało mi się to przezwisko.00:06:43:Biegałem na posyłki akurat| w dniu, kiedy przybył on.00:06:49:Z samego Waszyngtonu.00:06:52:Nigdy przedtem nie widziałem| nikogo z Waszyngtonu.00:07:08:Pamiętam, że najpierw| zauważyłem jego buty.00:07:12:A potem garnitur...00:07:14:który był jak suknia wieczorowa czy co...00:07:18:tylko że dla mężczyzny.00:07:21:Od razu było widać,| że to kto wyjštkowy.00:07:24:Nawet zanim on sam| to powiedział.00:07:27:Agent specjalny,| detektyw J.D.Skinner z FBI.00:07:33:Jeli ktokolwiek ma jakie| pytania...00:07:36:Nie dotykaj mnie.00:07:42:Ty.| Zaprowad mnie do jego pokoju.00:07:45:Czyjego... czyjego... czyjego?00:07:48:W echo się bawisz?| Denata, Israela Goldkiss.00:07:52:Izzy.00:07:54:- Co takiego?| - Chodzi o Izziego...00:07:59:- Zgadza się.| - Tak, Izzy.00:08:03:Geronimo.00:08:04:- Jak wolisz.| - Tak, chodmy do Geronimo.00:08:08:Do Geronimo, hej ho,| by się szło.00:08:14:To idiota czy co?00:08:17:Pamiętam, że naprawdę szybko| na to wpadł.00:08:21:Skinner...00:08:23:Nie sšdzę, żeby tu znalazł| rozwišzanie. To wariatkowo.00:08:27:Przepraszam, przejcie!00:08:29:Uważaj, człowieku!00:08:32:Tu mierdzi prasš.| Trzymaj ich z dala.00:08:36:Wybaczy pan, mam dopilnować, by| działał pan zgodnie z protokołem00:08:40:Proszę więc tu zostać| i pilnować protokołu.00:08:43:Macie tu windę towarowš?00:08:45:Tak.| Tom Tom, zawie pana na górę!00:08:51:Wie pan, że dom to warownia| jego mieszkańców.00:09:00:- Wie pan, że dom...| - Słyszałem.00:09:04:To więta prawda.00:09:09:Dlaczego powiedział pan,| że jestem idiotš?00:09:15:Zgadywałem na lepo.00:09:19:I trafnie.00:09:23:Zajechalimy za wysoko.| Zjeżdżamy.00:09:31:- Czeć, kochanie.| - Prosto do hotelu?00:09:33:Tak, jestem w nim teraz.| Nie... w porzšdku.00:09:37:- Czytałe akta?| - Dziwne.00:09:39:Opanuję to.00:09:42:- Może nawet w cišgu kilku dni.| - Stracimy rezerwację.00:09:45:Jed pierwsza i zagrzej miejsce.00:09:48:- Tęsknię za twoimi ustami.| - Ja za twoimi też, kochanie.00:09:51:Przyjed, nim zaczniesz tęsknić| za mnš całš. Nie jeste sam?00:09:55:- Nie, to tylko echo.| - Lepiej uważaj.00:09:57:Maya... 'Błękit'.| Pa, kochanie.00:10:01:To pokój 440,| w głębi tego korytarza.00:10:06:To było ekscytujšce:| terminować u agenta specjalnego.00:10:11:Domylałem się, że wiele| mogę się od niego nauczyć.00:10:14:Z pewnociš więcej,| niż on ode mnie.00:10:18:Detektyw Skinner, FBI.00:10:23:To mój pokój.| Co tu się dzieje, do nędzy?00:10:25:To pokój Izziego,| a ty nie jeste Izzy.00:10:28:Izzy pofrunšł, człowieku.| Czekaj!00:10:33:- Jaki problem z Izzym?| - Powiedziałbym: samo życie.00:10:37:Tak, to skšd ten fikuny| kołnierzyk Frankensteina?00:10:41:Ej, co to za facet?| Ej, Tom Tom...00:10:44:Ej, Geronimo?00:10:46:- Hej ho, hej ho...| - Do pracy by się szło.00:11:06:Stój spokojnie i uważaj.00:11:10:'Fikuny Frankenstein',| to mi się podobało.00:11:15:Agenci specjalni chyba nie lubiš| jak się przekręca ich nazwiska.00:11:20:Za to doskonale potrafiš| wymawiać nazwiska innych.00:11:22:Dixie, Orville, Ashe.| Jeli sš na miejscu...00:11:25:...muszę się z nimi zobaczyć.| Jeli nie, muszę ich znaleć.00:11:29:To może być kłopotliwe. Nasi| gocie nie majš stałych zajęć.00:11:33:A odkšd sš problemy z hydraulikš| sporo tu zamieszania.00:11:40:Czas mnie nagli, ale chętnie| wymienię 10 czy 12 wykroczeń...00:11:45:za które mógłbym zapewnić| ci pracę ulicznego hydraulika...00:11:49:co z rurkami w kapeluszu| rozwišzuje problem kałuż. Jasne?00:11:55:W porzšdku.00:11:57:Niech pan spróbuje z Dixiem.| Właciwie nie wychodzi z pokoju.00:12:01:406. Lubi być nazywany Morsem.| To może pomóc.00:12:06:Geronimo powiedział,| że Skinner go przeraża...00:12:09:że pewnie jest bardziej szalony,| niż my wszyscy razem wzięci.00:12:13:Że lepiej wszystkich ostrzec,| że szuka zabójcy Izziego.00:12:24:Zastanawiało mnie tylko czy| Skinner faktycznie może być...00:12:28:bardziej szurnięty niż Dixie.00:12:31:Dixie był członkiem zespołu| muzycznego o nazwie The Beatles.00:12:36:Tylko oni o tym nie wiedzieli.00:12:38:Agent specjalny Skinner.| Jestem detektywem.00:12:41:Masz płyn do ust? Ta pieprzona| dziura sięga mi do mózgu.00:12:45:Morfina, aspiryna... cokolwiek.| Błagam...00:12:48:Jeste dentystš?00:12:50:Detektywem. Zęby i zapalenia| dzišseł to nie moja działka.00:12:55:Gdzie ty był, do cholery?00:12:57:Dzwoniłem do was, zasrane| policjanciki, od miesięcy.00:13:01:- Oto jestemy.| - Najwyższa zasrana pora.00:13:03:Kto próbuje mnie zabić.00:13:07:Jeli im się uda,| przyjdę się znów z tobš spotkać.00:13:40:Witaj! Skacz do rodka!00:13:43:Nie zapomnij sobie strzelić.00:13:47:Co z niš?00:13:48:Troszeczkę szalone biedactwo.00:13:51:Jej matka to była popieprzona.| Zresztš wszyscy jestemy.00:13:54:Jako się jeszcze w tym| nie połapali.00:13:57:Jessica,| idzie tu jeden gliniarz.00:14:00:O Boże, wiedziałam.00:14:02:Dajš jš pod mojš opiekę| po trzech latach w szpitalu.00:14:05:Nie wiem| jak sobie z tym poradzę.00:14:08:Nie o to chodzi. On próbuje| dojć, kto zabił Izziego.00:14:12:- Mylałam, że sam skoczył.| - Cóż, może nie.00:14:15:Trzymam to w dużej bršzowej| torbie, w wychodku.00:14:18:Wzywałem cię. Dzwoniłem do| Liverpoolu, Interpolu, do Paula.00:14:22:Jako że oficjalnie nie należałem| do kapeli, wiesz jak jest.00:14:26:- Nie jest łatwo.| - Jasne.00:14:29:Nie po to tu przyjechałem.00:14:32:Israel'a Goldkiss zepchnięto| z dachu. Jeste podejrzany.00:14:36:Na rany Chrystusa.| Czy ty mnie w ogóle słuchasz?00:14:39:Ja tu mówię o Beatlesach.| No wiesz, o Wspaniałej Czwórce.00:14:42:John rozumiał.| Dlatego kazali go zabić.00:14:47:Teraz próbujš zabić mnie,| bo w końcu zdali sobie sprawę...00:14:50:...kto stoi za tymi piosenkami.| A tantiem na oczy nie widziałem.00:14:54:Ciężki los. Jednak albo będziesz| współpracował, albo cię wsadzę.00:15:00:Całe życie| nic tylko współpracowałem.00:15:03:Na tym polega przynależnoć| do kapeli.00:15:06:Nie mówię, że nie mieli swojego| wkładu twórczego...00:15:09:ale przez większoć czasu| znikali z tym Maharishi.00:15:12:No wiesz, Indie. Nieważne.00:15:15:A ja sam w studio z moimi| genialnymi pomysłami...00:15:18:i dzięki Bogu, że był ze mnš| George Martin.00:15:21:George... tak, szczególnie| ten album, przy tym albumie...00:15:24:Zbliżylimy się do siebie| z Georgem. To mnie martwi.00:15:28:A ty martwisz się o ćpuna, co| się nauczył latać!00:15:33:'Zapraszamy na przedstawienie'!00:15:35:To lepiej rozstrzygnij.00:15:37:Jak mogli wydać ten album| beze mnie na okładce?00:15:40:Jeli chcesz się wsławić,| sierżancie, dowiedz się tego.00:15:44:Zajmuję się tylko jednš sprawš| na raz. Co ci powiem.00:15:48:Przyznasz się,| to zadbam o twoje tantiemy.00:15:51:Sam nie wiem, może to przez to| całe podekscytowanie...00:15:55:morderstwem, zagadkš,| agentami specjalnymi...00:15:59:Nagle zrozumiałem,| że to była moja szansa...00:16:04:żeby pogadać z Eloise.00:16:07:Chciałem,| żeby poznała moje imię.00:16:10:Trochę czasu mi to zabrało.00:16:13:Można być powolnym,| ale pewnym siebie.00:16:17:Mylę, że taki włanie jestem...| byłem.00:16:44:Nie powinna palić.00:16:54:Czasem, kiedy ludzie palš...00:16:57:Umierajš.| A czasem nawet dostajš raka.00:17:02:Raka.00:17:10:Czasem ludzie umierajš jeli| palš, czasem nawet dostajš raka.00:17:21:Ja nie mogę umrzeć.00:17:25:Możesz.00:17:28:Ja nie istnieję.00:17:34:Jak to?00:17:43:Jestem fikcjš.00:17:46:Sierżancie, nie wiem,| na jakich pan jest prochach...00:17:50:ale Izzy był marzycielem.| Wszyscy bylimy.00:17:54:Nie czytał pan nigdy wywiadów,| nie widział pan nawet kaset?00:17:59:Jechałem do Johna, no wie pan,| moim Austin Martinem...00:18:03:i utknšłem na skrzyżowaniu,| no wie pan.00:18:05:I ni stšd ni zowšd olniło mnie,| kiedy się rozmarzyłem.00:18:09:Kto co do mnie powiedział.| 'Dobra, dobra,' powiedziałem.... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • shinnobi.opx.pl
  •